dr hab. Andrzej Zieliński (ur. 13 maja 1939 w Warszawie, zm. 08 sierpnia 2023 tamże). Polski dziennikarz, pisarz, historyk, od 1996 r. Juror Ogólnopolskiego Konkursu "Modernizacja Roku & Budowa XXI w.", prowadził felieton w Ogólnopolskim Czasopiśmie ROM-DOM pt. "Zapiski Jurora". Absolwentem studiów na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Przez pewien czas pełnił funkcję kierownika działu społeczno-politycznego w "Sztandarze Młodych". W kolejnych latach został zastępcą redaktora naczelnego w "Walce Młodych". Następnie został komentatorem ekonomicznym w "Rzeczpospolitej". Pracował także dla "Perspektyw", "Kultury", "Polityki" oraz "Gazety Krakowskiej". W 2000 roku otrzymał odznaczenie Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski
Pisać o Andrzeju Zielińskim na smutno? Nie wiem czy to się uda... Wiem, że powinienem. Choćby tylko dlatego, że śmierć oznacza rozstanie na zawsze i to każdego przytłacza. Ponadto – obrządek pochówku zawsze też wiąże się ze smutkiem, zadumą i łzami, a wspomnienia zazwyczaj dotyczą zdarzeń poważnych i mających wpływ na postrzeganie tego, który odszedł.
Tych poważnych zdarzeń w życiu ANDRZEJA było dużo. Na poważnie był dziennikarzem (lubianym i rozchwytywanym). Na poważnie też pisał książki. W nich - zaskakiwał zainteresowaniami i... łatwością pisania o rzeczach trudnych, mało innym znanych, jak i śmiesznych lub nawet zabawnych. Na przykład - o przekleństwie tronu Piastów, o nikczemnościach lub o niezłomności króla Władysława Łokietka, ale także o tajemnicach polskich templariuszy jak i o tym czy smok wawelski był człowiekiem?...
Na poważnie zajmował się też Andrzej polskim budownictwem, rynkami zagranicznymi, zamówieniami publicznymi i komentował wydarzenia ekonomiczne. Na poważnie współtworzył Polską Izbę Przemysłowo Handlową - Budownictwa, był przy tym gdy powstawało Stowarzyszenie Ochrony Narodowego Dziedzictwa Materialnego, powoływał do życia - wraz z grupą zapaleńców – Ogólnopolski Konkurs "Modernizacja Roku" i na poważnie pisał o fantastycznych pomysłach na te modernizacje w dwumiesięczniku "ROMDOM", w którym teraz Andrzeja wspominamy. Wreszcie, na poważnie też Andrzej Zieliński obronił swój doktorat, akcentując tym samym, że tak samo dobrze czuje się w skórze dziennikarza, jak i naukowca, historyka.
Ale w tej swojej powadze... był Andrzej człowiekiem bardzo ciepłym, sympatycznym, przyjaznym i ugodowym. Choć przyznać trzeba, że w sprawach ważnych bywał stanowczy i do kompromisu raczej mu było daleko. Gdy go poznałem podczas jednego ze wspólnych wyjazdów konkursowej komisji, która oceniała zakwalifikowane do finału obiekty po remontach i modernizacji - dla mnie był już wtedy "starszym Panem". Ze zdziwieniem zatem patrzyłem, w jakim tempie przemierza setki metrów po obiektach, z jaką łatwością wspina się na niemałe wysokości i zagląda tam, gdzie człowiek w tym wieku już właściwie nie powinien zaglądać, żeby zwyczajnie nie kusić losu. Nie raz myślałem wtedy o tym, jak ja będę się zachowywał gdy będę miał tyle lat co on? Sprawnością, zarówno fizyczną, jak i intelektualną naprawdę imponował niemal do ostatnich lat ...długiego w końcu życia.
Wyróżniał się też Andrzej w zestawie jurorów wyjątkową dociekliwością. I to nie na zasadzie... żeby się czepiać. Podkreślał zawsze, że Konkurs "Modernizacja Roku" promuje najlepsze dokonania polskich projektantów i wykonawców i od tej zasady nie może być odstępstw. Miał przy tym jako juror wyjątkowego nosa do tego, by znajdować słabe punkty w tym co na pozór błyszczało i lśniło. Pamiętam taki wyjazd do Wrocławia, pięknie odnowiona od frontu kamienica przy rynku, w centrum... On jeden miał odwagę poprosić o klucze do zamkniętych drzwi prowadzących na podwórko. I choć to trochę trwało aż się te klucze znalazły, to wyszło na to, że warto było. Kamienica od podwórka nawet
nie została oczyszczona ze starego muru ! Dzięki Andrzejowi Komisja nie została wpuszczona w przysłowiowe maliny, a inwestor...musiał obejść się smakiem, bo nagroda, której się spodziewał przeszła mu koło nosa. Innym razem znów Andrzej dotarł do pomieszczeń w głębokiej piwnicy i okazało się, że pełne są one wody. To oczywiście też przekreśliło szanse obiektu na nagrodę. W takich sytuacjach patrzyliśmy na niego z niedowierzaniem, a on zdawał się niczym wieszcz mówić: ufajcie memu oku i szkiełku...
Tym na pewno też budował swój autorytet. Po wielu latach pracy w komisji Konkursu był świadomy tego autorytetu, ale zazwyczaj skrywał go w swojej codziennej skromności. Zgarniał do siebie najróżniejsze nagrody, cenił je, z dumą o nich mówił, ale... zawsze przed nimi była satysfakcja z tego, że "udało się komuś pomóc", "udało się odkryć coś nowego i opowiedzieć o tym innym "czy też, że" udało się czemuś przywrócić piękno z dawny lat i ocalić od zapomnienia"!
Andrzeju, ten nasz Konkurs "pojedzie" dalej bez Ciebie. Bo jak wiesz..."panta rhei", czyli wszystko płynie. Albo inaczej: "bezsilne gniewy, próżny żal! Świat pójdzie swoją drogą". Zresztą on już poszedł, odkąd zatrzymałeś się w swoim "pit stopie", by zająć się bardziej swoim zdrowiem niż... narodowym dziedzictwem. Teraz już na pewno będzie to inny świat w tym konkursie. I taki pejzaż... bez Ciebie. Bez twojego delikatnego sarkazmu, bez Twojego uśmiechu, bez pytań typu: pani Elwiro, gdzie i o której dziś jemy obiad? - gdy tylko nasz bus z jurorami ruszał w trasę. Ale wiesz, że w każdym z tych kolejnych wyjazdów, w każdy busie będzie miejsce dla Ciebie. I zawsze będziesz naszym honorowym jurorem...